poniedziałek, 18 września 2017

Margo/ Tarryn Fisher



Do tej książki długo się zabierałam. Słyszałam, że jest bardzo dołująca, a ja zwyczajnie chciałam zachować dobry humor. Był koniec wakacji, byłam już wystarczająco zdołowana z tego powodu, nie potrzebowałam więcej.

Margo mieszka w Bone, ponurym miasteczku, w którym zbrodnie są pomijane. Mieszka w pożeraczu, jak nazywa swój dom, razem z mamą, która choruje na depresję i traktuje ją jak służącą. Pewnego dnia poznaje Judaha, który pokazuje jej świat od innej strony. Lepszej strony. Kiedy dowiadują się o zaginięciu dziewczynki, z którą Margo była blisko, postanawiają wszcząć śledztwo.  Margo chce ukarać winnych- oko za oko. Ból za ból. Co stanie się z dziewczyną, którą pochłania ciemność?



Pierwsza połowa książki szła mi mozolnie. Dopiero zaczynałam poznawać Margo, tragiczną historię w jakiej żyła. Z początku nie czułam do niej sympatii, zresztą przez resztę książki też nie. To nie jest rodzaj bohaterki, którą się lubi. Ona fascynuje, szokuje, przeraża.  I przede wszystkim- po pewnym czasie już nie wiadomo co jest prawdą.

W momencie, w którym poznałam tajemnicę Margo, nie mogłam oderwać się od czytania. A raczej zaczęłam przypuszczać, bo to nie zostało dosłownie powiedziane. Ta książka prześladowała mnie w każdym momencie. Chciałam spać- myśłałam o Margo, szłam na spacer z psem- myślałam o Margo, jadłam- też myślałam o Margo. Nie spodziewałam się, że odkrycie jednej sprawy tak bardzo zmieni moje postrzeganie tej książki.

Nie żałuję tego, że ją przeczytałam. Nie żałuję również tego, co ta książka ze mną zrobiła. Nie oszukujmy się, ale książki, które pozostają z nami po przeczytaniu, wywierają na nas większe wrażenie. A to właśnie taka książka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz